Barbara Demick jest amerykańską dziennikarką i korespondentką. W 2001 r. pojechała do Seulu, żeby relacjonować, jak wygląda życie w Korei Północnej i Południowej. Wizyty w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej (KRLD) nie pozwoliły dziennikarce zobaczyć, co tak naprawdę się tam dzieje. Zagraniczni goście byli oprowadzani przez dwóch partyjnych "opiekunów", którzy pilnowali, żeby zwiedzanie odbywało się zgodnie z wytyczoną wcześniej trasą. Zabronione było kontaktowanie się ze zwykłymi Koreańczykami. Zresztą i tak obywatele Korei Północnej nie odważyliby się narzekać na cokolwiek. W świadomości cudzoziemców KRLD miała funkcjonować jako kraj, któremu przewodzi troskliwy Kim Ir Sen, a ludzie tam żyjący są szczęśliwi, że mogą pracować dla dobra narodu. O tym, jak jest naprawdę w KRLD Barbara Demick dowiedziała się dopiero od uchodźców, którym udało się przedostać do Korei Południowej. Na podstawie prowadzonych przez siedem lat rozmów z uciekinierami powstała książka "Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej". Książka ukazuje czasy przed i po śmierci Kim Ir Sena - "ukochanego przywódcy", "słońca narodu", "wiecznego prezydenta". Propaganda koreańska głosiła, że Kim jest bogiem, który obdarza swój naród hojnymi darami. A że Koreańczycy nie mogli sprawdzić, jak żyje się w innych państwach, wierzyli, że u nich jest najlepiej. Barbara Demick nazywa KRLD państwem, które odłączyło się od rozwiniętego świata. Kim Ir Sen głosił, że Koreańczycy są narodem wyjątkowym i muszą zapewnić sobie samodzielność i niezależność od potężniejszych sąsiadów: Japonii, Chin, ZSRR. Cel ten miał być osiągnięty poprzez ciężką pracę i wyrzeczenia całego narodu. W kraju obowiązywał rozdział żywności, rodziny mieszkały w jednoizbowych mieszkaniach (gołębnikach lub harmonijkach), wszyscy chodzili w mundurkach i musieli uczestniczyć w uroczystościach organizowanych na cześć Kim Ir Sena. Podczas wieców i defilad skandowano hasła: "Choć droga jest wyboista, będziemy bronić naszej partii", "Żyjemy po naszemu", "Światu nie mamy czego zazdrościć". Choć wszędzie wisiały piękne portrety uśmiechniętego wodza, Koreańczycy zaczęli doświadczać głodu. Obiecywane przez Kim Ir Sena trzy miski ryżu dziennie stały się nierealnym marzeniem. Żeby przeżyć, ludzie gotowali zupę z trawy, a zamiast mąki stosowali proszek z miazgi sosnowej. Niewydolna gospodarka Korei Północnej załamała się po rozpadzie Związku Radzieckiego, gdy skończyły się dostawy taniej ropy naftowej. Znoszenie głodu traktowano jednak jako obowiązek patriotyczny. Nowym hasłem stały się słowa: "Wystarczą nam dwa posiłki dziennie". Wstrząsająca jest opowieść lekarki, która bezradnie musiała patrzeć, jak w szpitalu umierają z niedożywienia małe dzieci. Barbara Demick ukazuje, jak wychowanie w KRLD wpływało na mentalność jej rozmówców. Ludzie ci początkowo nie potrafili odnaleźć się w Korei Południowej. Świat poznawali przecież w Korei Północnej. Tam pracowali, zakochiwali się, zakładali rodziny. W nowym kraju wszystko wyglądało inaczej.
A jak teraz wygląda życie w Korei Północnej? Czy po śmierci Kim Ir Sena coś się zmieniło?