4 maja 2016 r. w bibliotece odbyło się 84. spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki. Tematem dyskusji była książka "Niemiecki bękart" C. Lackberg. Po pierwszym zarzucie, że tytuł książki sugeruje czytelnikowi, jak się ona skończy, posypała się cała lawina kolejnych zastrzeżeń. Klubowicze krytykowali autorkę za stosowanie ckliwych zdań, nieścisłości, dłużyzny i zbędne wątki poboczne.
Dostało się też bohaterom książki za liczne wady charakteru. Klubowicze zastanawiali się nawet, czy książka zasługuje na miano kryminału.
Recenzja powieści Camilli Lackberg „Niemiecki bękart”
Jakiś czas temu sięgnęłam do pierwszej powieści Lackberg z jej znanej sagi kryminalnej. „Księżniczka z lodu” rozczarowała mnie, wynudziłam się przy lekturze, tym bardziej, że tropy były w niej zbyt wyraźne i zagadka szybko pozwalała się rozszyfrować. Sądziłam, że nie sięgnę już do kolejnych części. Okazało się jednak, że propozycją klubową na maj jest „Niemiecki bękart”, piąta powieść serii Lackberg.
Pomyślałam, że może autorka rozwija się pozytywnie w kolejnych powieściach. Zatem znów znalazłam się na szwedzkiej prowincji w Fjallbace, gdzie wydarzenia współczesne przeplatane są tymi z lat II wojny światowej. Tak jak w poprzedniej książce mamy zagadkę kryminalną, której korzenie tkwią w przeszłości. Informuje o nich pamiętnik matki Eriki Falck, jednej z głównych bohaterek. Niestety, nie ma on formy pamiętnika, narracja jest tu w trzeciej osobie, niewiele przeżyć autorki.
Jak już wspomniałam jest zagadka, choć wydaje mi się, że zarówno ta powieść, jak i „Księżniczka z lodu”, a i „Pogromca lwów”, bo tę też przeczytałam, to nie kryminały. To raczej powieści obyczajowe z wątkiem kryminalnym.
W „Niemieckim bękarcie” dwaj chłopy znajdują trupa Erika Frankla, emerytowanego nauczyciela historii. Trwa ustalanie, kiedy zginął, jakie mogły być motywy zbrodni, dlaczego jego brat Axel nie dzwonił do niego z zagranicy, gdzie czasowo przebywał, kto był wrogiem zamordowanego.
Te pytania stawiają sobie policjanci z komisariatu w Tanumshede z leniwym i niezbyt lotnym przełożonym Bertilem Mellbergiem, mającym jednakże wysokie mniemanie o sobie. Jego podwładni także nie wykazują się zbytnią bystrością, a lepiej radzący sobie z wyzwaniami Patrik Hedstrom właśnie zaczął czteromiesięczny urlop opiekuńczy na dziecko.
Śledztwo idzie bardzo wolno. Pisarka informuje nas ze szczegółami o życiu rodziny Eriki, jej siostry Anny, poznajemy wojenne i powojenne losy grupy przyjaciół, do której należał zamordowany Erik. Bardzo dużo tu pustosłowia, nużących rozmów nic niewnoszących do śledztwa, koncentrowania się na szczegółach, np. sposób jedzenia markizów przez Gostę, „cudownego” oddziaływania jednej rozmowy, jak to ma miejsce w przypadku relacji Eriki z teściową, Anny z pasierbicą Belindą czy alkoholizmu Cariny.
Realizm powieści może być niekiedy mocno dyskusyjny. Weźmy chociażby Maję, córkę Eriki i Patrika, która z pewnością nie zachowuje się jak roczne dziecko, czyli albo pisarka pomyliła wiek, albo mamy do czynienia z absolutnie genialnym dzieckiem. Zastanawiające jest też, dlaczego Erika nie szuka potrzebnych jej informacji w Internecie, tylko udaje się do bibliotekarza, aby to on zajął się tym. Gdy chce się dowiedzieć, jakie odznaczenie przechowywała jej matka, też szuka pomocy specjalistów. Dziwne to trochę w XXI wieku. Nie będę już więcej wspominać o innych podobnych nieścisłościach.
Czytamy zatem, dziwiąc się, dlaczego policjanci przy wsparciu będącego na urlopie Patrika i jego wścibskiej żony tak długo dochodzą do rozwiązania zagadki kryminalnej. Dla czytelnika bowiem już sam tytuł powieści jest wskazówką, a pamiętnik matki Eriki, hitlerowski medal i zakrwawiony dziecięcy kaftanik na długo przed zakończeniem każą domyślać się dalszego ciągu.
Zastanawiam się, co można by pochwalić i myślę, że byłyby to informacje na temat Szwecji z czasów II wojny światowej. Jeśli nasza wiedza na ten temat jest niewielka lub żadna, to powieść pozwoli nieco tę lukę uzupełnić.
Mnie powieści Lackberg nie zainteresowały. Wolę klasyczne kryminały, gdzie toczy się śledztwo, policjanci działają sprawnie i do końca nie wie się, kto jest sprawcą zbrodni. Tak jest np. w czytanych ostatnio przeze mnie powieściach Wojciecha Chmielarza czy Błażeja Przygodzkiego.
Powieść "Niemiecki bękart" Camilli Lackberg opowiada o kobiecie, która wśród rodzinnych pamiątek znalazła stary medal. Próbuje się dowiedzieć, w jaki okolicznościach trafił on do ich domu. Rozwiązania tej zagadki kobieta szuka u emerytowanego nauczyciela historii. Wkrótce mężczyzna zostaje zamordowany. W książce drażniła mnie nieudolność policjantów, którzy nie potrafili rozwiązać kryminalnej zagadki. Nieracjonalne wydaje mi się także zachowanie głównej bohaterki. Książki nie uważam za kryminał, jest to raczej powieść przygodowa. Mimo to jest lekka i przyjemna do przeczytania. Taka, którą można przeczytać w pociągu albo czekając w kolejce na wizytę u lekarza.