1 lutego 2012 r. w naszej bibliotece odbyło się czterdzieste spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki. Niedawno minęła czwarta rocznica powstania naszego Klubu, więc spotkanie rozpoczęliśmy od wspomnień. Ideę Dyskusyjnych Klubów Książki rozpropagował Instytut Książki. Moda na rozmawianie o przeczytanych książkach przywędrowała do nas z Wielkiej Brytanii. W województwie łódzkim pierwsze Dyskusyjne Kluby Kisążki zaczęły powstawać w roku 2007. W sieradzkiej książnicy wielbiciele literatury spotykają się od 2008 r., a pierwsze spotkanie odbyło się dokładnie 30 stycznia 2008 r. Do tej pory odbyło się cztedzieści spotkań, omówiliśmy cztedzieści dwie książki (na początku ambitnie omawialiśmy dwie książki na jednym spotkaniu), Pani Wiesława Kruszek napisała piękne recenzje wszystkich książek, które były tematem naszych literackich rozważań. Każdy klub może raz w roku zaprosić wybranego pisarza. W ciągu tych czterech lat działalności sieradzki DKK gościł: Marka Krajewskiego, Eustachego Rylskiego, Andrzeja Pilipiuka i Antoniego Liberę.
Co sprawia, że dorośli ludzie, którzy przecież nie narzekają na brak zawodowych i rodzinnych obowiązków, w każdą pierwszą środę miesiąca przychodzą do biblioteki, żeby rozmawiać o "zadanej" książce? Klubowicze odpowiadają: "Klub mobilizuje mnie do sięgnięcia po książki, na które normalnie nie zwróciłabym uwagi. Przekonuję się do gatunków, których na co dzień nie czytam.", "Ukazuje się tyle książek, że trudno dokonać wyboru. Dzięki Klubowi poznaję ciekawe nowości wydawnicze.", "Podczas spotkań DKK mogę się dowiedzieć, jak daną książkę odbierają inni Klubowicze". Niewątpliwą i być może najważniejszą zaletą sieradzkiego DKK są sami Klubowicze: mądrzy, sympatyczni, z dużym poczuciem humoru, otwarci na poznawanie nowych nurtów literackich i przyjaźnie nastawieni do osób, które chcą dołączyć do naszej grupy. Zapraszamy!
Po wspomnieniach i degustacji tortu przyszedł czas na rozmowę o książce "Przypadek" Grzegorza Miecugowa. I zaczęła się ostra dyskusja, bo część osób zachwyciła się powieściowym debiutem dziennikarza i stworzoną przez niego intrygą, a;e wiele osób uważa, że książka nie została dopracowana. Za szczególnie rażące uznano liczne błędy. Wnikliwi czytelnicy dostrzegli, że autor nie zawsze pamięta, co napisał kilka stron wcześniej.
Po spotkaniu Pani Wiesława Kruszek napisała recenzję książki.
Marcin Szuster cierpi na bezsenność, więc to dla niego nie problem iść do sklepu po świeże pieczywo i przygotować dla swej ukochanej Marty śniadanie, podając je do łóżka rzecz jasna. Ale tym razem zbudził ją za wcześnie, zapomniał, że wyjeżdża na Mazury (firmowy wyjazd integracyjny)!
Tak zaczyna się pierwsza powieść znanego dziennikarza Grzegorza Miecugowa. Początek sielankowy…nic jeszcze nie zapowiada sensacyjnych wydarzeń, które rozegrają się w ciągu trzech tygodni.
Nie, nie, narzeczona nie gniewa się za zbyt wczesną pobudkę! To Marcin za kilkanaście godzin będzie chciał wymazać Martę ze swej pamięci. Dlaczego? Co się stało? To przecież wielka miłość! Otóż przypadkiem zobaczy dziewczynę w sypialni swego szefa zwanego Wielkim Bo (to od Bogdana, nie bossa). Znaczy nie ją konkretnie…ale po kolei: najpierw jej samochód pod domem szefa, potem buty (Marty!) koło łóżka i wreszcie jej sylwetkę, ale twarzy nie zobaczy. Jest jednak pewien, że to ona i świat (jego świat) wali się w gruzy.
Obmyśli zemstę doskonałą – zniknie z życia Marty, szefowi zaś zabierze pieniądze.
Zaczyna więc działać, uruchamiając stare znajomości. Mieszkający w Berlinie Henryk Twardowski ma mu przygotować fałszywe dokumenty, specjalizuje się w tym, odsiedział już wyrok, ale nie zniechęciło go to do dalszej działalności. Okazuje się, że naszym rodakiem interesuje się niestety niemiecka policja.
Pęka ogniwo misternie opracowanego planu. Zaczynają się problemy. Marcin Szuster z torbą wypełnioną paczkami euro wędruje przez Polskę, uciekając przed prywatnymi detektywami wynajętymi przez Wielkiego Bo.
Ależ akcja! Chciałoby się tak powiedzieć! Nic tylko czytać i śledzić, co też za chwilę się wydarzy. Niestety, przedstawione wydarzenia są tak przewidywalne, że czytelnik już na stronie 51 ( powieść liczy 365 str.) wie, że przed domem Wielkiego Bo stał samochód Marty, ale przyjechała nim Kaśka, jej koleżanka. Potem są wciąż nowe tropy – są bardzo podobne, wiele osób bierze je za siostry.
Marcin się pomylił, choć on sam jeszcze tego nie wie. Dochodzą jednak do niego różne sygnały sugerujące pomyłkę. Ale nie rezygnuje, ucieka dalej.
Też miałam ochotę uciec…od lektury tej książki, ale członkostwo DKK zobowiązuje- trzeba przeczytać do końca. Powieść staje się bowiem nudna i coraz bardziej przewidywalna (o czym już wcześniej pisałam). Wątek berliński wydaje się na siłę „przylepiony” do głównej akcji. Wywody prof. Żelińskiego na temat wszechświata i kosmosu, którymi raczy Marcina, są banalne i mało odkrywcze- „jesteśmy zagubieni w kosmosie i samotni”!
Całość kończy się jak w bajce – „żyli długo i szczęśliwie”. W sumie, po co to całe zamieszanie, a nie trzeba się było przyjrzeć uważniej albo zachować może bardziej po męsku?!
Grzegorz Miecugow powiedział w jednym z wywiadów: „Chciałem napisać książkę o czymś, żeby po jej przeczytaniu coś w człowieku zostało”. Hm…coś?!
We mnie niewiele pozostało. Jakieś mgliste wspomnienie, że znany i dobry dziennikarz napisał powieść sensacyjno-obyczajową pt. „Przypadek”.
Muszę też przyznać, że tak niestarannie (to delikatne słowo) wydanej książki nigdy nie czytałam, a czytam naprawdę bardzo dużo.
Na prawie każdej stronie brak kilku przecinków i to z reguły w zdaniach złożonych podrzędnie! Zdarza się też, że pojawiają się tam, gdzie nie powinno ich być! Błędy typu :bohater kupił „Dzień szakala”, a czyta „Psy Wojny”, skończył czytać „Psy wojny”. Marta z Kaśką jadą do Kazimierza Wielkiego(!), ciotka zaś mieszka w Kazimierzu Dolnym. Sporo powtórzeń, których można by uniknąć stosując zaimki.
Zastanawiam się, czy winą za tak niestarannie wydaną książkę obarczyć tylko wydawnictwo Bellona i jego korektorkę, czy też trochę autora.
Sądzę, że debiut powieściowy Miecugowa nie wypadł najlepiej, ale cóż… „pierwsze koty za płoty’? Kto wie, może następna będzie lepsza. Póki co, nie polecam, no ewentualnie w podróż.
Wiesława Kruszek
DKK przy PBP w Sieradzu
Recenzję książki napisała również Pani Monika Wilczek, która niedawno dołączyła do naszego klubu.
Przyznam szczerze, że na pierwszy rzut oka książka "Przypadek" wydała mi się romansem. Na kilku początkowych stronach autor dość skrupulatnie opisuje relacje łączące głównych bohaterów. Lektura kolejnych stron skłoniła mnie do przeświadczenia, że jednak czytam powieść kryminalną. Książka "Przypadek" opowiada historię Marcina Szustera, który "przypadkiem" w oknie domu szefa dostrzega swoją narzeczoną Martę w niedwuznacznej sytuacji. Marcin przeżywa emocjonalny wstrząs. Postanawia wyjechać, ale wcześniej zabiera dużą sumę pieniędzy z sejfu szefa. Narzeczonej zostawia tylko jedną wiadomość: "Wiem". Mężczyzna opracowuje plan zemsty. By zmienić swoje dane osobowe, nawiązuje kontakt z kolegą, który zajmuje się fałszowaniem dokumentów. Za Marcinem rusza pościg. Szuster potrafi okazać spryt, przebiegłość, a także uprzedzić tych, którzy go poszukują. Sprzyja mu również szczęście, zwłaszcza wtedy, gdy spotyka na swojej drodze życzliwych ludzi takich jak państwo Żelińscy. Autor zamieszcza rozważania filozoficzne na temat sensu ludzkiego życia, pozwalając w ten sposób odpocząć czytelnikowi od śledzenia skomplikowanej fabuły. Książka ma szczęśliwe zakończenie. Autor podzielił treść na akapity; w powieści przeważają zdania krótkie. Tekst chwilami przypomina notatki do scenariusza filmowego.
Nie podoba mi się okładka książki. Czarno-biały pan z papierosem w ręku może skutecznie odstraszyć czytelników. Tytuł książki też niewiele mówi o jej zawartości. Mimo wszystko uważam, że warto sięgnąć po książkę Grzegorza Miecugowa. Intryga nakreślona przez autora zaciekawia i wciąga.
Monika Wilczek