Jan Himilsbach jako aktor naturszczyk zadebiutował w 1970 roku w filmie "Rejs" Marka Piwowskiego. Miał wtedy 39 lat. Przedtem imał się różnych zawodów. Z wykształcenia był kamieniarzem i przez wiele lat pracował na warszawskich Powązkach. Chwalił się też wykonywaniem zawodów grabarza, górnika, piekarza, ślusarza, palacza. Był także pisarzem i scenarzystą, a Tadeusz Konwicki nazwał go "ozdobą naszej literatury."
Był postacią nietuzinkową i szybko zapadał w pamięć widzów. Jego rozpoznawalną cechą był zachrypnięty głos. W prywatnych kontaktach lubił prowokować i błaznować, żeby "dać ludziom trochę radochy". (s. 88) Klął jak szewc i pił wódkę, która, według niego, wprowadzała element baśniowy w szarą rzeczywistość.
Biografom aktora trudno jednoznacznie stwierdzić, ile było prawdy w tym, co mówił o swoim życiu. Na pewno był bohaterem licznych anegdot. Kilkadziesiąt z nich przytacza w swojej książce Ryszard Abraham.
Można się z nich dowiedzieć, jak wyglądała praca na planie "Rejsu", w jaki sposób Jan Himilsbach zabiegał o względy Barbary (Basicy), dlaczego nocował na świeżo pokrytym smołą dachu kina Muranów, w jaki sposób prosił kolegów o pożyczenie pieniędzy. Nie mogło zabraknąć także najbardziej znanej anegdoty o rezygnacji z nauki języka angielskiego i słynnych powiedzeń aktora. Nawet podczas pogrzebu Jana Himilsbach doszło do zabawnej sytuacji - ksiądz żałował, że już nigdy nie będziemy mogli usłyszeć "ciepłego i aksamitnego głosu" zmarłego. Po takich słowach żałobnikom trudno było zachować powagę.
Ryszard Abraham dotarł także do kilku mniej znanych ciekawostek z życia Jana Himilsbach. Mało osób wie, że dla Igi Cembrzyńskiej napisał tekst piosenki "Szczęście, gdzie ty jesteś" i że wykonał tablicę nagrobną na grobie swojego przyjaciela Zdzisława Maklakiewicza.